Przecież one wyginęły!

Smoki - istoty znane nam z legend, baśni i podań ludowych. Ludzie nie wierzą w nie, co gorsza - śmieją się, że to tylko bajeczki opowiadane, aby przestraszyć dzieci. Ale smoki powróciły na Krynn. Ziemię spowił mrok wojny i zniszczenia. Zarówno te dobre i jak i te złe - siejące chaos i zagładę. Są to ogromne stworzenia, przypominające jaszczurki, ze skrzydłami, ziejące ogniem lodem i innym paskudztwem. One tu są, powróciły po tysiącach lat - nadeszła Nowa Era.
Kiedy sięgałem po "Smoki zimowej nocy" wiedziałem, że nie zawiodę się. Po przeczytaniu pierwszej części ("Smoki jesiennego zmierzchu"), pozostał mi wielki niedosyt. Minął rok. Powróciłem stęskniony do bohaterów, lecz przyznam szczerze, książka była dla mnie udręką. Autorzy mają skłonność do przeciągania wielu rzeczy, co sprawia, że akcja staję się po prostu nudniejsza. Czytając zauważyłem również ich ogromne przywiązanie do bohaterów. Każdy z nich zginąłby już z trzy razy, dgyby nie ich ocalenie. Gdyby napisał to G.R.R. Martin, wszyscy zaliczyliby zgon już na pierwszych stronach. Czasami również dany wątek zostawał niepotrzebnie przedłużany, więc, gdy poznawałem wędrówkę przez las przez trzydzieści stron, zaczynałem się denerwować i było to bardzo uciążliwe. Zalet jest jednak wiele. Jedną z nich jest świetne wykreowanie bohaterów, przy czym pojawił się wątek humorystyczny. Cała drużyna to nic innego jak zestawienie wielu, zupełnie innych osobistości. Krasnolud - stara maruda, kender (takie małe coś) - wesoły, sprytny złodziejszek. Ten duet szczególnie mnie rozbawił. Ale reszta to również taki "wesoły autobus": Rycerz, barbarzyńca, półelf, mag, kapłan i wielu innych. Nie oznacza to jednak, że w powieści brak jest wszelakiego dramatu.  

"Na grzbiecie smoka znajdował się smoczy władca w masce, której rogi połyskiwały czerwienią krwi."  

"Smoki zimowej nocy" to istna mieszanka fantastyczna. Można się tu dopatrzeć nawet heroic fantasy. Autorzy chcieli to podkreślić, ale nie do końca im to wyszło. W czym rzecz? Wprowadzają klimat, ale go nie dociągają. Czytając miałem wrażenie, że część była pisana na siłę, bez przemyślenia. Dobra, przymykam oko. Czas na dokończenie listy zalet. Powieść osadzona jest w świecie "Dragonlance" i dlatego też mamy dostępną mapę, która bardzo ułatwia czytanie. Wbrew wszystkiemu  książka należy do lżejszych (ale nie w sensie wagi) co powinno sprawiać, że szubko się ją czyta, jednak malutkie literki i liczba stron przekraczająca pięćset, kasują wszystko. Jeżeli to wam nie przeszkadza, to warto ją przeczytać.

Zysk i S-ka dobrze zrobiło, że wydało tą serię. Uczy nas o przyjaźni, poświęceniu, prawdziwej miłości, pokonywaniu lęków - istny miks. Dla każdego coś dobrego - jak to mówią. Podsumowując. Lektura jest dobra dla każdego (można ją przeczytać nie znając pierwszej części, aczkolwiek nie polecam). Może i ma dużo wad ale zalety również. Nie należy się zniechęcać. Warto przeczytać! 

Autorzy - [źródło]

Liczba stron: 508 (książka), 19 (dodatki)
Cykl: "Kroniki"
Tom: 2
Autorzy: Margaret Weis oraz Tracy Hickman
Tytuł oryginalny:  "Dragons of Winter Night"
Oprawa: miękka 
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ocena: 4+/6 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka