Heroic fantasy w ostatnich latach jest bardzo popularnym podgatunkiem. W Polsce zasłynęło między innymi dzięki twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Jednak on dodał coś więcej niż tylko elfy i krasnoludy - typowe dla tego typu książek. Umieścił tam wiedźmina - pogromcę potworów. Lecz nie o nim dzisiaj mowa, chciałbym opowiedzieć o "Martwym Jeziorze", powieści autorstwa Marcina Mortki. On również do tego stereotypowego świata dodał coś od siebie. Tworząc coś dziwnego, a zarazem intrygującego. Obalając wszystkie schematy poszedł własną ścieżką, nie bojąc się krytyki. Jak mu to wyszło? Przekonajcie się sami! Zapraszam na recenzję "Martwego Jeziora".

Był czas kiedy człowiek człowiekowi wilkiem, a nienawiść i pogarda przychodziły łatwiej niż miłość i zrozumienie. Czas, kiedy miecz i strzała były tańsze od bochenka chleba i kubka wina. Był to dobry czas. I trwał, aż pewnego dnia niebo przysłoniły skrzydła Smoczycy. Niebawem świat poznał rudowłosych, zakutych w zbroje rycerzy Smoczych Armii Tuaisceartan. Ludzie przyzwyczajali się do władzy okupanta, lecz później rozszalał się chaos. Nastał najgorszy czas ze wszystkich. W tym świcie zostaje umieszczony Mads - główny bohater książki, wybitny wojownik, walczący przeciw wojskom Smoczycy. Odważny i waleczny - niestety ma już swoje lata. "Był człowiekiem nie pierwszej młodości. Spomiędzy krótko przyciętych ciemnobrązowych włosów przezierały nitki siwizny, a spod przymrużonych oczu wybiegału bruzdy zmarszczek ciągnące się daleko za kości policzkowe." - tak zostaje opisany w "Martwym Jeziorze". Mimo wszelkich przeciwności losu będzie on dążył do obalenia władzy Smoczych Armii. 

Gdy rozpocząłem czytanie "Martwego Jeziora" miałem całkiem mieszane uczucia. Wszystko pojawiło się znikąd, nieuporządkowane. Do tego wszystkiem towarzyszył dość wulgarny język głównego bohatera. Miałem ochotę skończyć czytanie i do książki już nigdy nie wracać. Jednak przedarłem się przez barierę. A co mnie spotkało po jej drugiej stronie? O wiele ciekawsza fabuła, rozwinięte sceny walki i co najlepsze, doskonale wykreowani bohaterowie - to się Mortce udało! Mimo, że Mads jest postacią pierwszoplanową, spotykamy się jeszcze innymi, równie ciekawymi.  To oni nie ustępują fabule, która zaczyna robić się ciekawa, dopiero w połowie książki. Niestety jest to jeden z minusów. 
Została jeszcze jednak sprawa. Wszystkich bohaterów łączy to, że każdy chce przepłynąć na drugi brzeg Martwego Jeziora, które jest miejscem tajemniczym, nieznanym, a nawet zwane przeklętym. Przeprawa przez nie jest zakazana pod groźbą śmierci. 

Jest to moje pierwsze spotkanie z Marcinem Mortką, gdyby nie mój przyjaciel nigdy bym nie przeczytał tej książki. Szczerze powiedziawszy została mi on wciśnięta, na zasadzie pożyczania "coś za coś". Wziąłem, przeczytałem i... Jest i dobrze i źle. Może dlatego, że to były literackie początki Mortki, lecz tego nie wiem. Długo myślałem nad tym jaką ocenę dać książce. Na początku była to mocna dwója. Jednak z czasem lektura się rozkręcała i nabierała kolorów. Opis mówi, że ze strony na stronę czytelnik chce więcej. Akurat tu się zgodzę, ponieważ po zakończeniu, powiedziałem sobie, że na pewno kiedyś w moje ręce trafi część druga. W ostateczności książce wystawiam 4- i polecam ją, szczególnie na zimę i ferie. 

               
Liczba stron: 307
Gatunek: fantasy
Cykl: "Martwe Jezioro"
Tom: I
Tytuł oryginalny: "Martwe Jezioro"
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ocena: 4-/6
Wyzwania: