Tak, nadszedł ten dzień - 20 sierpnia, co oznacza, że dzisiaj zakończył się mój blogowy konkurs na drugie urodziny bloga i 100 obserwatorów. Rywalizacja była zacięta, napłynęła bardzo dużo zgłoszeń i miałem ogromne trudności z wyborem, gdyż po prostu wszystkie prace były na najwyższym poziomie. Niestety zwycięzca może być tylko jeden i po długim rozmyślaniu postanowiłem, że nagroda powinna trafić do czytelniczki, o tajemniczym nicku:


Zjadam skarpety


Postanowiła ona przenieść się do Świata Dysku - wykreowanego przez jednego z najsławniejszych i najbardziej liczących się w świecie fantastycznym pisarzy - Terry'ego Pratchetta. A oto wygrana praca (tylko nie przeraźcie się jej długością :D).

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że wakacje to czas w roku pożądany przez znaczącą część osób. Ja również z utęsknieniem na nie czekałam, ale... Wyobrażałam je sobie całkiem inaczej. Minął już w całości pierwszy miesiąc, a ja jedynie siedziałam w domu i niczego ciekawego nie robiłam. Oczywiście, czytanie książek jest bardzo fascynujące i uwielbiam przenosić się wraz z bohaterami w magiczne krainy i terytoria, gdzie nic nie jest pewne, a każdy krok może się skończyć śmiercią. Lecz wszystko kończyło się po zamknięciu książki. Ciągle był taki sam schemat:
1. Otwarcie książki.
2. Czytanie książki.
3. Zamknięcie książki.
   I koniec. To doprowadzało mnie do frustracji. W końcu jednak uznałam, że nie powinnam się tyle użalać. Nie pomagało mi to, a tylko pogarszało sprawę. Zdecydowałam, że czas zrobić coś pożytecznego. Nastawiłam pranie, obrałam ziemniaki na obiad, umyłam nawet okna! I nic, nie czułam się wcale lepiej. Byłam naprawdę zła, bo na dodatek usłyszałam, że przyszedł listonosz - nie miałam ochoty czytać kolejnych wezwań do zapłaty rachunku za prąd czy gaz.Tymczasem jednak okazało się, że koperta nie jest nadana przez żaden bank. Była... nietypowa, o! 
   Jeszcze nigdy nie dostałam niczego, co byłoby opakowane tak jaskrawo - koperta wyglądała, jakby ktoś wylał na nie wszystkie kolory farb plakatowych, była pstrokata i oryginalna. Zafascynowała mnie, dlatego szybciutko ją otworzyłam i przebiegłam wzrokiem treść jej zawartości. Złapałam się mocno stołu, bo nie wierzyłam w to, co czytam. Dostałam zaproszenia do Świata Dysku, możecie w to uwierzyć?! Nie, to się nie dzieje naprawdę... Każde dziecko przecież wie, że krainy opisywane w książkach nie istnieją. I wtedy, nie wiadomo w jaki sposób i dlaczego, zmaterializowałam się przed ogromną bramą. 
   Jej odźwierny spoglądał na mnie z wysokości dobrych kilku metrów. TO...BYŁ... TROLL. Uszczypnęłam się mocno w rękę, bo nie wierzyłam w to, co widziały moje oczy. 
- To tylko sen, Elka. Zaraz się obudzisz i wszystko będzie dobrze. Znowu wrócisz do starej, dobrej codzienności. Nie ma innego wyjścia - powiedziałam cicho do siebie. - O Boże, ja chyba naprawdę oszalałam, bo zaczęłam gadać z samą sobą! 
   Brama była otwarta i sprawiała wrażenie, jakby czekała na to, aż przez nią przejdę. Wciąż jednak stałam w miejscu, a powodem tego był ogromny, kamienny strażnik, który łypał na mnie z góry i sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę mnie pożreć. Spoglądnęłam na niego raz jeszcze, a wtedy ujrzałam, że chyba stracił cierpliwość. Złapał mnie tymi twardymi, marmurowymi paluchami za ubranie i po prostu wrzucił do środka! Chciałam się odwrócić i nawymyślać mu, powiedzieć, że tak się damy nie traktuje, ale wtedy wrota zamknęły się ze złowieszczym skowytem i zwyczajnie zniknęły. Nie miałam wyjścia i odwróciłam się, a wtedy moim oczom ukazało się coś nieprawdopodobnego... 
   To było Ankh-Morpork. Wielomilionowe miasto, przez które przepływała słynna Ankh, a jeszcze słynniejsi byli jej mieszkańcy. Prawie zemdlałam z zachwytu, gdy nagle pojawił się przede mną ryży, dwumetrowy mężczyzna w mundurze. Wyglądał całkiem sympatycznie i wtedy zrozumiałam, kto to jest. Marchewa Żelaznywładsson! Nie, to się nie dzieje naprawdę... I zanim zdążyłam przemyśleć to, w jaki sposób chcę go powitać, rzekłam bez namysłu:
- Kopnij mnie, do cholery! 
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, a ja poczułam, że chcę się zapaść pod ziemię. 
- Co proszę? 
- Eee... nie, nic! Po prostu nie mogę uwierzyć! 
- Obywatelko, proszę wziąć wdech i wydech, a następnie wyjaśnić mi, na czym miał polegać ten rozkaz, wymierzony w funkcjonariusza Straży Miejskiej Ankh-Morpork. 
- Kurczę, Marchewa! Nie rozumiesz, że ja jestem nietutejsza?! I jak Ty w ogóle mnie rozumiesz...? - spytałam zdezorientowana, gdy uświadomiłam sobie, że ni w ząb nie umiem ankhmorporiańskiego, a wątpliwe, by mój idol potrafił mówić po polsku. A jednak jakoś się rozumieliśmy. 
- Obywatelko, proszę podać mi ramię. Nic pani nie grozi, za moment zaprowadzę panią do diuka Vimesa i wszystko będzie w najlepszym porządku, proszę mi wierzyć! 
   Spojrzałam na niego raz jeszcze i uznałam, że jemu nie ma co tłumaczyć. Z książek Pratchetta pamiętałam, że Marchewa mimo ogromnej mądrości był prostolinijny i nieco dziecinny, dlatego nie zrozumiałby moich utrapień. Najlepiej będzie pogadać z ich szefem, on mnie zrozumie. Szłam obok Marchewy i stwierdziłam, że jestem jedną wielką idiotką. Kurczę, idzie obok mnie mój jeden z najbardziej lubianych bohaterów, ja jakimś cudem jestem w jego krainie, a nie wiem, co mam powiedzieć?! Jestem żałosna. 
   Weszliśmy do jakiegoś zniszczonego budynku - zaczęłam się obawiać, czy nie zawali się na nas. Tabliczka krzywo przybita nad wejściem głosiła, że znajdujemy się na Pseudopolis Yard, a to był komisariat. Nie dane mi jednak było pogadanie z Vimesem, bo Marchewa... wprowadził mnie za kratki! Nie wierzyłam w to co się dzieje nie to nie może dziać się naprawdę Boże co ja powiem mamusi wydziedziczy mnie gdy się dowie że jej córeczka była w więzieniu jestem kryminalistką nic nie zrobiłam - takie myśli krążyły po mej głowie.
- Hej, co Ty robisz?! - odważyłam się krzyknąć zbulwersowana do niego, gdy próbował mnie zamknąć. Szamotałam się i walczyłam, jednak uwierzcie mi - osobie, która ma niecały metr siedemdziesiąt i jest drobnej postury, ciężko walczyć z takim kolosem. 
- Obywatelko, po pierwsze proszę nie podnosić głosu. Po drugie - w myśl Statutu Ankh-Morpork z 1453 A.M., Trzynastej Poprawki Do Kodeksu, Ustawy Siedemnastej, Uchwały Tysiąc Osiemset Trzydziestej Czwartej, Artykułu Dwudziestego Drugiego i Paragrafu Jedenastego za nielegalny pobyt w mieście została Obywatelka skazana na wyrok w więzieniu.
- Ale... Tak nie może być! To niesprawiedliwe, ja nic nie zrobiłam! Skąd niby wiesz, że jestem tu nielegalnie?! - wrzasnęłam ze wściekłością, gotowa walczyć o swoją wolność. 
- Obywatelko, rozmawia Obywatelka z funkcjonariuszem prawa, dlatego proszę o zachowanie spokoju. Już powiedziałem Obywatelce z jakiego powodu nastąpiło aresztowanie. Poznałem, że Obywatelka jest nielegalnie tutaj, bo mam dobre wyczucie i znam każdą osobę w tym mieście.
   Zabrakło mi słów ze wściekłości. Zapomniałam całkiem o tym, że Marchewa ma nieziemską umiejętność rozpoznawania każdego i pamiętania każdej osoby. Nie miałam zielonego pojęcia co mam zrobić. Nie mogę zostać tu na zawsze i spędzić swojego życia w więzieniu. Nie tak wyobrażałam sobie wizytę w Świecie Dysku. To nie tak miało być! Zbulwersowana zaczęłam chodzić w te i wewte, czekając, aż znajdę jakiś plan. Wiedziałam, że muszę się jakoś wydostać... i nagle wpadłam na genialny pomysł. Wszyscy zawsze wiedzieli, że mam tragiczny głos i gdy zaczynam śpiewać, to tak fałszuję, że ludzie boją się o swoje szyby w oknach...
- WLAAAAAAAAAAAAAAAAAAZŁ KOOOOOOOOOOOOOTEEEEEEEEEEK NAAAAAAAAAA PŁOOOOOOOOOOOTEEEEEEEEEEK I MRUUUUUUUUUUUUGAAAAAAAAAAAA...! 
- Obywatelko, błagam, co Obywatelka najlepszego robi?! Lubię moje uszy i nie chcę ich stracić! 
- ŁAAAAAAAAAAADNAAAAAAAAAAAAAA TOOOOOOOOO PIOOOOOOOOOOOOOOSEEEEEEEENKAAAAAAAAAAAA NIEEEEEEEEEEEEDŁUUUUUUGAAAAAA...!
- Dobra, dość! Wypuszczę Obywatelkę, jeśli tylko skończyć mi tu wyć! 
   Uśmiechnęłam się tryumfalnie, po czym przybrałam niewinny wyraz twarzy. Marchewa wypuścił mnie, a ja udałam się w podskokach na zwiedzanie Ankh-Morpork. Poznałam mnóstwo osobistości, przeżyłam wiele katastrof, a wszystko to w ciągu jednego dnia! Gdy razem z Babcią Weatherwax próbowałam utopić wrednego kota Greebo, który należał do Niani Ogg (nie dziwcie mi się, jakbyście go poznali to też nie chcielibyście mieć z nim nic wspólnego, wredny skurczybyk jeden, koneser mojego obiadu!), to nagle tak jak wcześniej ni stąd, ni zowąd przeniosłam się przed bramę. Nie rozumiałam tego i zanim zdążyłam otworzyć usta, by zgłosić jakieś zażalenie to zbliżył się do mnie TEN... TROLL... i kopnął mnie z całej siły w tyłek. Wyobrażacie to sobie, oberwać w swój kuperek czymś tak twardym?! Ja właśnie tego doświadczyłam... Nie wiadomo skąd, nagle pojawiłam się w swoim domu, trzymając w ręce kolorową kopertę. Zaglądnęłam z nadzieją do środka, by przekonać się, czy coś w niej jest, jednak była całkowicie pusta... Uśmiechnęłam się do siebie i postanowiłam udać do łóżka, by się wyspać. Oczywiście nie było to możliwe, bo przez TEGO TROLLA byłam cała obolała i w siniakach. Ale najważniejsze, że miałam możliwość udać się do Świata Dysku. 
 
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie ta praca powinna zostać nagrodzona. Wielkie gratulacje!