Sylwetka sympatycznego misia z mrocznych zakątków Peru stworzona przez Michaela Bonda od lat zachwyca kolejne pokolenia młodych czytelników. "Paddington" wpisał się w kanon literatury dziecięcej. Wiele lat temu powstał serial animowany, który oglądałem w dzieciństwie, a niedawno miała miejsce premiera pełnometrażowego filmu familijnego o tym bohaterze. Nie mogłem przegapić okazji, aby poznać ekranizację przygód niezdarnego niedźwiadka przebywającego w Londynie. Zapowiadało się dobrze. Interesujący zwiastun i zajawki, dobrzy aktorzy. Wyszło jak zawsze, kiedy ktoś dobiera się do dobrej książki i usiłuje dodać coś od siebie - niezbyt ciekawie. 

Paddington żyje spokojnie w Peru. Pewnego dnia, podczas trzęsienia ziemi jego wujek ginie, a ciocia trafia do Domu Misiowej Starości i nakazuje Paddingtonowi wyruszyć w daleką podróż do Londynu. Niedźwiadek, zaopatrzony w walizkę wypełnioną słoikami z marmoladą, płynie przez ocean z nadzieją znalezienia nowego domu. Trafia do państwa Brown, gdzie przysparza im wielu kłopotów. 

Produkcja, jako film familijny wzbudziła wielki zachwyt u młodszych odbiorców, przebywających w sali kinowej. Zupełnie inne opinie mieli ich rodzice opuszczający seans. Ja również doszukałem się w nim sporo błędów, których dopuścił się reżyser. Po pierwsze film nie jest wierną adaptacją książek autorstwa Michaela Bonda. Owszem, znajdziemy tu kultowe sceny, przy których cała sala głośno się śmiała, ale dopatrzymy się też "hollywoodzkiej" interwencji. Dodany wątek opowiada o kobiecie pragnącej wypchać głównego bohatera i umieścić go w muzeum. Straszne, biorąc pod uwagę, że połowę odbiorców seansu stanowiły dzieci. Czy naprawdę we współczesnym świecie w każdym filmie należy ukazywać przemoc? 

Ale to jeszcze nic! W jednej ze scen obserwujemy starszą panią rozpijającą alkoholem strażnika, w celu uśpienia jego czujności. Po jednym kieliszku przychodzi pora na drugi, potem idzie butelka, dwie. A młode pokolenie zebrane na sali pęka ze śmiechu. Brawo dla twórców filmu! Świetne edukowanie dzieci. A film jest bez ograniczeń wiekowych... Poza tym obraz był dobry. Nie zabrakło komediowych scen, wynikających z niezdarności Paddingtona. Uważam jednak, że film oparty w większości na twórczości Bonda miałby większe szanse na powodzenie. Przecież to gotowy, wypróbowany scenariusz. Lecz i tak każdy w tym świecie chce wsadzić coś od siebie. Wychodzi z tego wielki hollywoodzki "przeciętniak". 

Na dobre słowo zasługuje jednak to w czym zagraniczni producenci nie mieszali palców. Polski dubbing w tym filmie pokazał siłę. Artur Żmijewski, użyczający głosu głównemu bohaterowi, oddał charakter i emocje misia. Ale co tu ratować? Film po prostu nie wyszedł. Literacki perypetie misia odstawione są na drugi plan, a głównym wątkiem staje się jego zabójstwo. Zwykle staram się wybierać produkcje, które mnie zadowolą. Tu oczekiwałem sentymentalnego powrotu do dzieciństwa, no i przede wszystkim satysfakcji (trailer mocno zachęca). Zawiodłem się i filmowi daję piątkę.