Pamiętam do dziś moją wizytę w paryskim metrze. Przytłoczył mnie wtedy jego ogrom, wielkie, przestronne stacje oraz niekończące się tunele. Po jeździe w głąb ziemi dotarłem do pewnego rodzaju podziemnego miasta, w którym codziennie przemieszczają się miliony osób. Wyobraźmy sobie teraz katastrofę nuklearną. Ziemię skażoną przez śmiercionośne promieniowanie, przed którym można się ukryć tylko w metrze. Wizję takiego świata przedstawił nam Dmitry Gloukhowsky, który w swojej powieści - "Metro 2033" opisuje życie mieszkańców stacji i tuneli pod Moskwą. Równocześnie nieświadomy tego, że zapoczątkował całe uniwersum, które w krótkim czasie rozrośnie się do niepowtarzalnych rozmiarów. 

Rok 2033. Moskwa. Artem, młody mieszkaniec WOGN-u, najbardziej wysuniętej na północ, zamieszkałej stacji metra, otrzymuje zadanie. Musi przedostać się do Polis - legendarnego serca podziemnego miasta, aby poinformować tamtejsze władze o zbliżającym się niebezpieczeństwie, które może zagrozić nie tylko jego stacji, ale również całej ocalałej w metrze ludzkości.

Po otworzeniu książki wita nas zaskakująco szybko rozwijająca się akcja, która z równie potężnym impetem towarzyszy czytelnikowi przez całą lekturę. Sama fabuła otacza misję i postać Artema, który według mnie jest nie do końca dopracowanym bohaterem. Autor stworzył go jako superbohatera, mocno skrzywdzonego przez los, który nawet w skrajnym niebezpieczeństwie nie porzuca swojej misji i traktuje ją jako największą wartość. Denerwująca jest tu zastosowana konwencja, dobrze znana z filmów akcji - "zabili go i uciekł". Dmitry Gloukhowsky kilkanaście razy miał możliwość uśmiercenia głównego bohatera, jednak Artem przez cały czas wychodził z opresji bez szwanku.

"Metro 2033", mimo wychwalania przez wielu krytyków, nie nalaży do literatury ambitnej. Jest to najzwyklejsza powieść przygodowa, która mimo, że świetnie zabija czas i wciąga, to jednak zastosowany w niej język i styl są dość proste. Na początku lektury mankamentem były dla mnie monologi głównego bohatera, które co krok pojawiały się na kartach powieści. Z czasem jednak udało mi się do nich przywyknąć, a wręcz polubiłem artemowe rozmyślenia na temat ludzkiej egzystencji w metrze. Jednakże w niektórych momentach wołały one o pomstę do nieba, bo nie dość, że okropnie nudziły, to jeszcze pociągały za sobą całą fabułę, wpływając na jej jakość. 

Bardzo przypadło mi do gustu kilka budujących klimat "smaczków", które czekają na nas w książce. Pierwszym z nich są wspominki o "głosie tuneli" i porównywanie metra do żywej istoty. Gloukhowsky stworzył również walutę, obowiązującą w metrze. Są to naboje do najpopularniejszego karabinu maszynowego - kałasznikowa. Niby fakt mało widoczny i pojawiający się epizodycznie, jednakże niezwykle klimatyczny. Jeżeli do tego dodamy jeszcze nieustający problem mutantów i niebezpieczeństwo czające się w mroku, na każdym kroku, to nastrój jest niesamowity. W "Metrze 2033" czuć grozę; Gloukhowsky manipuluje naszą wyobraźnią i sprawia, że podobnie jak Artem boimy się wejść do tunelu i poznać co jest dalej. 

Topowe dzieło Gloukhowsky'ego jest powieścią na pewno godną polecenia. Niewymagający czytelnik zachwyci się nią, a nieco ambitniejszy również spędzi przy niej miłe chwile. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie momentami zwalniająca fabuła, która ustępowała miejsca monologom głównego bohatera. Pomysł od początku miał bardzo duży potencjał, a autor na szczęście go nie zmarnował. "Metro 2033" jest dobre na ucieczkę od trudniej literatury; gwarantuje poczucie wszechobecnej, podziemnej grozy. Serdecznie polecam! 

      "Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła." 


Wydawnictwo: Insignis 
Liczba stron: 611
Cykl: "Metro 2033" 
Uniwersum: "Metro 2033" 
Ocena: 8/10  

Metro 2033 | Metro 2034 | Metro 2035