Rick Riordan postawił na nogi całą współczesną literaturę młodzieżową. Gdyby się temu głębiej przyjrzeć - tak naprawdę skorzystał tylko z tego co pozostawili po sobie przodkowie, ubierając to w autorską konwencję - charakterystyczny styl i sposób prowadzenia fabuły. I tak od kilku dobrych lat co jakiś czas jesteśmy raczeni kolejną powieścią o półbogu, żyjącym we współczesnym świecie. Wszystko dobrze, ale czy przypadkiem ten pomysł nie będzie już nużyć czytelników, którzy pragną w końcu czegoś nowego? Dzisiaj przyjrzę się, czy jedna z najnowszych powieści Riordana trzyma się starej, utartej konwencji, a może wprowadza coś zupełnie innego. 

Magnus Chase jest młodym bezdomnym, który od dwóch lat prowadzi życie na ulicach Bostonu. Jest sierotą - jego matka zginęła, a ojca nigdy nie poznał. Wszystko zmienia się tego jednego dnia, kiedy to kończy on szesnaście lat. Nagle odkrywa tajemnicze powiązania swojego miasta oraz życia z nordyckim wierzeniami. Rozpoczyna się ciężka i niebezpieczna wyprawa po innych światach, której celem będzie przeciwstawienie się potężnej bestii. 

Zajmijmy się tym co podobne, ponieważ tych cech poprzednich książek Riordana jest naprawdę dużo. Po raz kolejny poznajemy chłopaka - Magnusa, który opisując swój wygląd porównuje się do Curta Cobaina. Jak na ironię, bohater "Miecza lata" okazuje się być nastolatkiem - tak samo jak Percy Jackson, mając tylko kilka lat więcej dowiaduje się również, że jest synem jednego z bogów. Mamy ten sam oklepany riordanowy schemat - wprowadzenie w nowe życie, wielka przygoda i końcowa walka dobra ze złem. Cudownie, jak w baśni... Tylko, że tak wygląda każda książka Riordana, a sam motyw wymaga już znacznego odświeżenia.

W "Mieczu lata" Rick Riordan powraca do narracji pierwszoosobowej, która moim zdaniem okazała się bardzo dobrym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę fabułę opisującą losy tylko jednego bohatera. Plusem jest to, że książka napisana jest prostym i bardzo przystępnym językiem co sprawa, że bardzo szybko się ją czyta. Jeżeli chodzi o kwestie fabularne - również nie mam zastrzeżeń. Czysto i przejrzyście czyli tak, aby zadowolić młodego czytelnika. 

Sama postać głównego bohatera jest lekko przeidealizowana. Z Magnusesm trudno się utożsamić, ponieważ stał się superbohaterem w swoim świecie, któremu zawsze udaje się uciec z opresji, i który zawsze ma na wszystko pomysł. Na uwagę zasługują jednak poboczne postaci, które zaprezentował nam autor książki. Blitz oraz Hearth to bardzo dobrze wykreowany duet, który poniekąd napędza fabułę i ratuje ją, kiedy życie głównego bohatera staje się już zbyt idealne. 

"Miecz lata" nie próbuje nawet wyróżniać się wśród innych książek Ricka Riordana. Fabuła jest ciekawa, ale schematycznie niczym nie różni się od poprzednich powieści. Nie zmienia to faktu, że przy tej pozycji dobrze się bawiłem. Jest lekka - idealna na czas wakacji. Jeżeli ktoś zaczyna dopiero przygodę z prozą Riordana - ta książka jest do tego idealna, jednak wprawiony czytelnik może już zacząć zauważać powtarzalności. Jednakże fabuła stawia przed nami zagadkę - i jej rozwiązania domagam się w przyszłym tomie, po który z pewnością sięgnę. 


Wracając myślami z nordyckich zaświatów
Michał Oleksa
Grafika po prawej stronie pochodzi z filmu "Thor"