Od momentu wyemitowania pierwszego sezonu, "Gra o Tron" zawładnęła serialowym światem, a z każdą z kolejnych serii popularność związana z tym serialem stale rosła. Największa jak dotąd produkcja HBO co raz to wpływała na kolejne fale popularności, które potęgowały zainteresowanie książkowym pierwowzorem. Ten sukces wpłynął na wiele kolejnych filmowych, serialowych, czy książkowych dzieł, pokazując, że fantasy jest teraz w modzie. Saga Martina utworzyła swój odrębny fandom i potwierdziła, że jest kolejnym po m.in. trylogii Tolkiena - wielkim dziełem literackim. 
Po "Grę o Tron" w literackiej formie sięgnąłem po raz pierwszy pod koniec szóstej klasy szkoły podstawowej. Dlaczego? Czy to nie za wcześnie? Stało się to za sprawą premiery pierwszego sezonu serialu i wszechobecnymi plakatami przedstawiającymi Neda Starka na żelaznym tronie. 13 letni Michał - zafascynowany kulturą rycerską oraz światem Tolkiena od razu zechciał wejść w posiadanie rosnącej w popularność powieści George'a R.R. Martina. Pamiętam, że spodobała mi się, choć wtedy niewiele z niej rozumiałem (skomplikowane opisy, mnogość postaci), więcej natomiast ukazał mi obejrzany jakiś czas potem pierwszy sezon serialu, a ta przygoda trwa do dziś, gdyż pod koniec sierpnia zakończyła się emisja 7 serii "GoT"

W mówieniu o obecnym stanie rzeczy w świecie wykreowanym przez Martina należy wspomnieć o tym, że fabuła serialu wyprzedziła książkowy pierwowzór, który jak na razie kończy się na piątym tomie, a w oczekiwaniu są jeszcze kolejne dwa. No właśnie, tylko jeżeli adaptacja ukazała nam bieg wydarzeń po zakończeniu "Tańca ze smokami", to trudno stwierdzić, czy autor przekaże nam coś nowego w ciągle powstających "Wichrach Zimy" oraz "Snach o wiośnie". Już w piątym sezonie serial przeskoczył książkę, a scenarzyści konsultowali kolejne wydarzenia z autorem, więc podobno wszystko jest nadal według jego pierwotnego zamysłu. Lecz pozostaje mnóstwo kontrowersyjnych spraw i różności, które prawdziwych fanów stawiają w dość dziwnej sytuacji - czemu ufać? 


Jedną z najbardziej szokujących scen w "Grze o Tron" były przedstawione w 9 odcinku 3 sezonu tzw. "Krwawe Gody". Inspirowane Nocą Św. Bartłomieja wesele pozbawiło życia większość rodu Starków, a także ich chorążych i sojuszników. Tkwi tu jednak jedno niedopowiedzenie - w książce, Catelyn Stark została wyłowiona z rzeki z podciętym gardłem i uratowana przez grupę banitów. Następnie żyła ukryta w puszczy, dowodząc grupami dezerterów i ścigając zabójców rodziny jako Lady Stoneheart. W serialu ten wątek został kompletnie pominięty, a szkoda, bo miałby wielki potencjał (co można stwierdzić na podstawie narosłych wokół tej postaci rozmaitych teorii). 

Serial od początku znany był z tego, że część kwestii pomijał, część od siebie dodawał, wiele przewidywał, zmieniał imiona i wygląd bohaterów, jednak z pewnością można stwierdzić, że jest naprawdę solidną adaptacją, której z całego serca życzę naszemu rodzimemu dziełu - "Wiedźminowi" Sapkowskiego, na podstawie którego realizację nakręci Netflix. 
Siódmy sezon pokazał naprawdę ogromną potęgę świata "Pieśni Lodu i Ognia" dlatego miliony fanów na całym świecie już oczekują finału, który już niebawem. Trudno będzie się rozstać z tak świetnie wypracowaną fabułą, jednak HBO zapowiada dalsze kroki w kierunku rozwijania marki i z pewnością będziemy mogli ujrzeć również prequel, w którym zostanie przedstawiony m.in. bunt Roberta, który nijako rozpoczyna wydarzenia przedstawione w pierwszym sezonie serialu. 


Wierny fan "GoT" od szóstej klasy
Michał Oleksa
Wszystkie zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych HBO.