Juwenalia to coroczny element towarzyszący życiu każdego studenckiego miasta. Szczególnie w tak dużym ośrodku akademickim jakim jest Lublin, przez cały maj da się odczuwać, że miasto należy do studentów. Nieodłączną częścią tego wszystkiego są oczywiście liczne koncerty, które w każdy weekend jednoczą nie tylko głównych adresatów wydarzenia, ale przede wszystkim młodych ludzi. No i co z tego, że trwały jeszcze matury - człowiek musi się jakoś wyluzować, co nie? Dlatego już zaraz opowiem jak tam było, tylko muszę dać jeszcze panu ochroniarzowi plecak do przeszukania... Chwileczka... Okej, chodźcie za mną! 

Małą różnicą co do zeszłego roku był fakt, że było już tylko jedno wejście, ale w sumie wszystko sprawnie poszło, więc po chwili wraz z masą ludzi idziemy pod scenę. Jeszcze tylko minąć rzeczywistość kolejek do Toi Toi i stanowisk z lanym piwem po dość wygórowanej cenie i można iść pod scenę. Gwiazda wieczoru? Happysad, i to właśnie o tym koncercie napiszę nieco więcej. 

W sumie jakby popatrzeć na bilans występów happysad na lubelskich festiwalach studenckich, można zauważyć,  że są tu prawie co roku. Nie zmienia to faktu, że publiczność nadal nie ma dość i tłumnie przybywa, żeby zobaczy chłopaków na scenie. Właśnie, publiczność... to właściwie od niej powinniśmy zacząć. W sumie jest to jeden z zespołów, który jednoczy dwa pokolenia, więc taki też przedział był widoczny i tej soboty. Najgorzej jeśli ktoś nie wyrażał chęci do dobrej zabawy, stojąc w bezruchu jakby słuchając koncertu noworocznego z Wiednia... a koncert rockowy rządzi się jednak własnymi prawami. Mimo wszystko miło było zobaczyć skaczących obok siebie ludzi w różnym wieku, którzy postanowili na czas koncertu odłożyć telefony na bok, bo przecież powiedzenie światu, że jest się na happysad nie jest najważniejsze. 

Atmosfera oczekiwania dawała się we znaki już tak bardzo, że część osób zaczęła (żarciki) wtórować imię innego artysty, który to wystąpi w Lublinie już w tę niedzielę. No ale tym razem, zamiast "Cześć, tu Sławomir" już po chwili dało się usłyszeć pierwszą piosenkę z ostatniego albumu grupy "Ciało obce" - "-1". Po tym krókim utworze wszyscy muzycy wyszli na scenę i zaczęli koncert od energicznego i melancholijnego "Nie umiem kłamać". Długo nie trzeba było również czekać na pierwszy z większych hitów, bo zaraz potem wybrzmiało "Bez znieczulenia". Tworzące się pod sceną pogo zaczęło porywać coraz więcej osób, a tego faktu nie przerwało nawet to, że w pewnym momencie odnalazł się zagubiony telefon, do którego nikt jednak nie chciał się przyznać. 


Na koncercie wybrzmiała praktycznie cała płyta "Ciało obce", która w momencie wydania została mieszanie przyjęta przez cześć fanów, zarzucających zespołowi odejście od starej formy. A ona jest po prostu głębsza, dojrzalsza, a sobotni wieczór sprawił, że od tamtego momentu słucham jej codziennie. Nie znaczy to jednak, że nie zabrakło nieco starszych, dobrze znanych utworów. Jeszcze na początku, wraz z pierwszymi dźwiękami "Zanim pójdę" publiczność zareagowała niezwykle entuzjastycznie. Nie ma się w sumie co dziwić, bo są też tacy "fani", którzy znają tylko tę piosenkę. Szeroką furtkę do popisów wokalnych dawały również bardzo dobrze przyjęte przez lubelską publiczność - "W piwnicy u dziadka", "Taką wodą być", czy "Tańczmy". Przy tej ostatniej być może nie wszyscy tańczyli, ale przynajmniej większość zrozumiała o co chodzi i dało się poczuć bardzo dobrą atmosferę!

Wiadomo, że zawsze jest jakiś niedosyt. Mi, podobnie jak wielu osobom, bardzo zabrakło "Łydki", o którą tłum prosił w pewnym momencie głośno skandując nazwę utworu. Rozumiem jednak, że koncert ma określony przebieg, a kilka lubianych piosenek nie zawsze znajdzie się na setliście. Ogólnie mógłbym powiedzieć, że na koncercie było słabo... ale musiałbym skłamać! Pozytywne wspomnienia zostaną ze mną na bardzo długi czas, no i pewnie jeszcze z pewnością nie raz zobaczę happysad na scenie. 


Ciekawym wspomnieniem pozostanie na pewno również późniejszy pokaz sztucznych ogni, a także śpiewający na zakończenie Juwenaliów - rektor Politechniki Lubelskiej. Ale to już kto ma wiedzieć, ten wie! Ja od siebie chciałem jeszcze raz podziękować każdej osobie, która uczyniła ten dzień wyjątkowym i towarzyszyła mi na tym koncercie. Jesteście najlepsi! 

Już pomaturalnie,
Michał Oleksa


Autorem wszystkich zdjęć jest grablewski.com