Następnym koncertowym przystankiem po zakończonych w zeszłym tygodniu Juwenaliach Politechniki Lubelskiej są organizowane przez studentów UMCS - Kozienalia. Dwie sceny i bogaty repertuar artystów, a wśród nich legenda polskiego rocka - Lady Pank. Wszystko na terenach zabytkowego browaru Perły w towarzystwie dość poważnego błota pod nogami. Zapraszam na koncert, tylko nie zgubcie butów! 

Zdecydowaną różnicą w porównaniu do terenów zielonych politechniki jest przestrzeń i sposób jej wykorzystania. W przypadku browaru miejsca pod główną sceną było naprawdę mało, a samo dojście pod nią od wejścia trochę zajmowało. Niemniej jednak dużą rolę odgrywał tu naprawdę niepowtarzalny klimat tego miejsca. Atmosfera oczekiwania dawała się mocno we znaki aż do pierwszych dźwięków charakterystycznego riffu, który zdecydowanie odmienił ten wieczór. 

Lady Pank mocnym uderzeniem zaczął koncert i od razu porwał do śpiewu (lub wrzasku) tysiące gardeł w "Kryzysowej narzeczonej". Kolejne "Zamki na piasku" pokazały, że tego wieczoru w Lublinie ludzie nie będą cicho i tak było aż do końca. Największe hity grupy śpiewali wszyscy, niezależnie od wieku, gdyż podczas koncertu spotkało się kilka pokoleń. Ludzie młodzi, ale także dorośli, często rodzice z dziećmi, a nawet dało się zauważyć kilka starszych par. Wszyscy jakby na ten czas nie czuli dzielących ich różnic wieku, a wspólnie śpiewając przez cały koncert pokazali, że Lady Pank faktycznie można uznać za zespół kultowy i przede wszystkim ponadczasowy. 

W przypadku występu takiego zespołu praktycznie nie można się przyczepić do niezagrania jakiegoś przeboju, ponieważ cały koncert był jednym wielkim "Greatest hits" na żywo. Od szybkich rockandrollowych "Tańcz głupia tańcz" i "Mniej niż zero" do ballad - "Zawsze tam gdzie ty" czy "Stacja Warszawa". To spory kawałek historii nie tylko zespołu, ale przede wszystkim polskiej muzyki, opowiedziany w te półtorej godziny, które minęły niesłychanie szybko zostawiając niedosyt i powodując, że teraz na słuchawkach, czy głośnikach króluje głównie Lady Pank. 



Chłopaki z Lady Pank udowodnili także, że wiek to tylko liczba. Janusz Panasewicz i Jan Borysewicz, czyli ci, którzy pozostali z pierwotnego składu grupy i od lat tworzą jej stały człon, pokazali, że muzycznie czują się nadal tak, jak w latach swojej świetności. Stojąc tam, śpiewając kolejne teksty piosenek dało się odczuć ten niepowtarzalny rockandrollowy klimat. Panas pokazał, że śpiewać nadal umie, a robiąc to daje z siebie wszystko. Poświęcając całą swoją energię udowodnił jak oddany jest temu co robi, a pozy scenicznie jak przystało na starego rockmana - nadal wywołują salwy oklasków, podziw i szacunek. Natomiast Borysewicz po raz kolejny dał dowód na to, że nie bez powodu jest nazywany jednym z najlepszych polskich gitarzystów. Były momenty, kiedy to on przejmował scenę dając popis swoim możliwościom i grając niesamowite solówki. Duet zdominował widowisko, dzięki czemu dało się poczuć ten Lady Pank z Sopotu '85. 

Występ na Kozienaliach bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo fakt - szedłem tam już z dobrym nastawieniem, jednak moment wejścia Lady Pank na scenę stworzył pewną magię. Pewna przyciągająca siła sprawiała, że chciałoby się nieustannie prosić o bis, moim zdaniem właśnie to odznacza naprawdę dobre koncerty. A to wszystko to przy liczonej w tysiącach publiczności, to musiało wyjść! Myślę, że w tym miejscu można nieco sparafrazować fragment również zagranej tej nocy "Sztuki latania" i powiedzieć - ogólnie było trochę błota, poza tym wszystko doskonale. 


Dziękuję Lady Pank za niesamowity koncert, a także dziękuję każdemu z kim spędziłem ten sobotni wieczór, bez Was nie byłby taki sam! 

Michał Oleksa

Autorem wszystkich zdjęć jest Zakaz Zdjęciowania