Standardowo w pierwszych dniach listopada Lublin co roku zamienia się w stolicę polskiej fantastyki. Łączna ilość ludzi, którzy w ciągu trzech dni odwiedzają teren Targów Lublin oscyluje już w granicach 10 tysięcy, a liczba ta z roku na rok rośnie. Falkon na stałe wpisał się już w kalendarz wielkich imprez kulturalnych zarówno w Lublinie, jak i w całej Polsce. Tegoroczna, osiemnasta edycja odbyła się w dniach od 3 do 5 listopada wprowadzając kilka rozwiązań, o których warto napisać. Co więc wyszło, a co poszło zdecydowanie nie tak?

Na początku warto wspomnieć o sprawach, które zasługują na pochwałę. Akredytacja przebiegała bardzo sprawnie co sprawiło, że piątkowy kolejkon mieścił się w budynku targów, a w samej kolejce nie stało się dłużej niż 10 minut. Niezupełnie bezproblemowa okazała się natomiast dystrybucja wejściówek dla mediów, gdyż po podejściu do odpowiedzialnego za listę wolontariusza musiałem taktycznie chrząknąć, aby ten podniósł wzrok znad telefonu. Ale dobra, wybaczam... Dobrym pomysłem było wydzielenie z kawałka antresoli, który i tak co roku stoi pusty - press roomu, w którym przedstawiciele mediów mogli spokojnie usiąść, wypić herbatę, czy podładować sprzęt. Mała rewolucja usprawniła również pracę wypożyczalni gier, gdyż zeszłoroczne kartki z nazwiskami i oddawanie identyfikatorów zastąpiła tabela w Excelu. 

A co do gamesroomu, to w tym roku w jego części mieściła się strefa gastronomiczna, co sprawiło, że znacznie ograniczyła się przestrzeń do grania. Skutkowało to tym, że w godzinach szczytu bardzo trudno było o wolny stolik, a na tyłach hali tworzyła się coraz większa grupa osób grających na podłodze. Nam udało się jednak upolować wolny stolik i nie opuszczaliśmy go na kilka dobrych godzin, bo planszówki to właściwie jedna z ciekawszych rzeczy jakie zainteresowały nas w tym roku na Falkonie. Program był bardzo ubogi i powtarzalny w stosunku do ostatnich lat, tematy prelekcji krążyły wokół tych samych sfer, trudno było znaleźć coś takiego, co naprawdę poszerzyłoby fantastyczne horyzonty. 


W tym roku w porównaniu do poprzednich lat mało było również gości, szczególnie tych literackich. Myślę jednak, że mogło to wynikać z tego, że w sierpniu Cytadela Syriusza (organizator Falkonu) odpowiadała również za organizację Polconu w Lublinie. Z tego powodu cięto koszty na listopadowym festiwalu. Nie tylko w tej materii widać było oszczędności, zabrakło również sceny, która od lat jest dość problematycznym punktem. Kiedy jest duża i głośna - przeszkadza wystawcom i generuje koszty, bo często nie jest w pełni używana. Nie sprawdził się również pomysł zeszłorocznej sceny w namiocie, gdyż było tam zbyt mało miejsca. W tym roku kompletnie zrezygnowano ze sceny a konkurs "KOSplay" i największe spotkania przeniesiono na antresolę. Ta zaś borykała się z licznymi problemami technicznymi, gdyż szwankowały głośniki, przez co na piątkowym spotkaniu z Jakubem Dębskim nie usłyszałem praktycznie nic. 

Głównym problemem Falkonu od lat jest brak zdecydowanej konwencji. W 2012 roku, kiedy po raz pierwszy pojawiłem się na festiwalu, odbywał się on pod hasłem "Licho nie śpi" i wszędzie dało się zauważyć elementy powiązane z nijaką maskotą trzynastego Falkonu - czarnym kotem. Następne lata zaczęły prezentować coraz to większe zanikanie głównego hasła, przez co nawet nie wiem co miało symbolizować tegoroczne - "Join the Federation". Niestety Falkon wyrósł już z tej typowej konwentowej atmosfery stając się imprezą masową i zbyt dużą, aby zadowolić wszystkich, od czytelników, przez serialowych maniaków, aż do miłośników e-sportu. Odbija się to mocno na klimacie wydarzenia, gdyż całość staje się monotematyczna i dość ogólna. Jeżeli ktoś jest pierwszy, czy drugi raz na Falkonie ma prawo być zachwycony - wieloletni konwentowicz widzi parcie na ilość, nie zaś na jakość. 


Zabrakło nowości, czegoś czego nie wniosły jeszcze żadne poprzednie edycje. Zabrakło jednego ustalonego kierunku, w którym zmierzałaby ta edycja, bo kiedy coś stara się być wszystkim, to niestety mocno traci na wartości. Odczuwalny był również brak corocznego turnieju na Falkon Arenie. Zamiast tego każdy mógł chwilę powalczyć na broń bezpieczną, jednak zabrakło tych emocji i tłumów zgromadzonych na finałach, znanych z poprzednich edycji Falkonu. 

Nie obyło się również bez nieporozumień w kwestiach technicznych. Informator festiwalowy trafił do druku z masą błędów, gdzie między innymi Grupa Filmowa Darwin, została opisana jako Grupa Firmowa Darwin. Oprócz tego trochę literówek i błędów w interpunkcji - osoba odpowiadająca za korektę pominęła naprawdę sporo rzeczy. Warto również wspomnieć na fakt pojawienia się w programie prelekcji prowadzonej przez Michała Gołkowskiego, mimo faktu, że autor nawet nie został zaproszony na festiwal. Jego fani, zmyleni błędną informacją, czekali jednak na spotkanie pod salą konferencyjną. 

Na tegorocznym Falkonie spędziłem kilka naprawdę miłych chwil, lecz jakby podsumować całą imprezę z perspektywy kilku ostatnich edycji - zdecydowanie widać regres. Miejmy nadzieję, że za rok będzie lepiej, a Lublin po raz kolejny pokaże, że z dumą może gościć tak piękną imprezę.  


Michał Oleksa

P.S. I ten no, ulotkowa technologia identyfikatorów medialnych też do poprawy, bo swój kilkakrotnie zgubiłem ;)