Przez pierwsze kilkanaście lat życia, kiedy zaczynamy obcować już z pewnego rodzaju tekstami kultury, w człowieku kształtuje się już coś, co lubimy nazywać gustem muzycznym. Początkowo chłoniemy dźwięki, które nas otaczają - czy są to wesołe piosenki w przedszkolu, czy zajechana do bólu płyta Kombi, którą tata kupił mamie jeszcze przed ślubem, i która co tydzień umila domownikom chwile przy sobotnich porządkach. Muzyka. Obcujemy z nią od początku, czerpiąc inspiracje głownie z otoczenia. W ten właśnie sposób mały Michał często pozostawał w obliczu rówieśniczych trendów, a pierwsze przesyłane przez podczerwień ("Tylko nie ruszaj, bo się przesyła!") piosenki m.in. Grupy Operacyjnej, do dziś przywołują nostalgię tamtych dni. W końcu jednak pojawia się coś, co zaciekawia nas jakoś bardziej. Brniemy w to i poznajemy więcej i więcej, a w momencie otwierania kolejnej na YouTube strony, wraz z kolejną piosenką z listy proponowanych, w głowie pojawia się myśl, że to faktycznie jest dobre, że w tym się odnajdujemy.
Wejście na tego bloga często przypomina mi powrót do domu z długich wakacji. Wszystko niby jest na miejscu, nienaruszone, jednak wiele rzeczy pokrytych jest już grubą warstwą kurzu i ogólnie brak tu świeżości. Dlatego właśnie powrót jest najcięższy, trzeba tu posprzątać i na nowo ożywić to miejsce w internecie. Korzystając więc z napływu weny, której jeszcze nie tak dawno poszukiwałem wśród bałtyckich fal, zapraszam na tę garść słów, które chciałbym dziś przekazać światu.