Wejście na tego bloga często przypomina mi powrót do domu z długich wakacji. Wszystko niby jest na miejscu, nienaruszone, jednak wiele rzeczy pokrytych jest już grubą warstwą kurzu i ogólnie brak tu świeżości. Dlatego właśnie powrót jest najcięższy, trzeba tu posprzątać i na nowo ożywić to miejsce w internecie. Korzystając więc z napływu weny, której jeszcze nie tak dawno poszukiwałem wśród bałtyckich fal, zapraszam na tę garść słów, które chciałbym dziś przekazać światu. 

I tak, to powinien być post o Carnavale Sztukmistrzów, który w zeszły weekend zawładnął Lublinem i festiwalową mapą Polski. Trudno mi jednak jednoznacznie wypowiedzieć się na jego temat, ponieważ widziałem naprawdę niewiele, spędzając na terenie wydarzenia raptem kilka godzin, co jest nikłym wynikiem w porównaniu do 4 dni trwania festiwalu. Opowiem jednak o tym, co udało mi się zobaczyć i na podstawie tego zbuduję moje refleksje. Zapraszam do świata nowego cyrku oraz miejsca, gdzie każdy skrawek ulicy staje się dla artysty najprawdziwszą sceną. 

Na tegorocznym Carnavale pojawiłem się w najbardziej zatłoczony dzień, podczas którego program przewidywał także najwięcej atrakcji. Bogaty przekrój artystów z wielu krajów prezentował swoje pokazy cyklicznie w różnych miejscach śródmieścia Lublina i nie sposób było spacerując tego dnia po centrum miasta - nie natrafić na jakiś uliczny spektakl. Po przejściu się po terenie festiwalu, pierwszym wyborem był show Pana Ząbka na Placu Litewskim. I choć w tym roku obyło się bez wielkiego finału w postaci powtarzanego już wszędzie numeru z "gwoździem programu" i ukrytych aluzji do tego, co wyżej wspomniany artysta uczynił kiedyś w jednym z programów śniadaniowych, to sam początek show był okropnie powtarzalny i był tym samym, co Pan Ząbek pokazuje na "rozgrzewkę" co roku. Nie sposób mi ocenić tego, co zadziało się podczas tytułowego finału, bo do bólu powtarzane co roku początkowe numery i te same teksty rzucane w stronę publiczności, a także tłum oglądających, wystarczająco zniechęciły mnie do obejrzenia pokazu do końca.


Wyjście z występu polskiego artysty sprzyjało jednak wcześniejszemu znalezieniu się na placu przed Centrum Kultury i zajęciu miejsca przed występem, który przykuwał uwagę wielu osób swoim opisem w festiwalowym programie. Sven from Sweden zgromadził na swoim pokazie tłumy, które z pewnością nie żałowały poświęconego na niego czasu. Sympatyczny Szwed zaprezentował mocno humorystyczne show, opierając swój występ na wykorzystaniu rzeczy ze znanego szwedzkiego marketu. Nawet jeśli dla kogoś same sztuczki nie były fenomenalne, to warto było zobaczyć występ dla samych żartów i tekstów, które artysta rzucał w stronę publiczności. Urozmaiceniem było też to, że busker nieraz mówił po polsku, a fakt, że często nie był w stanie poprawnie wypowiedzieć niektórych słów dodawał występowi jeszcze więcej humoru i uroku. Dla mnie był to najlepszy spektakl, jaki zobaczyłem podczas tego Carnavalu, a moje zdanie podziela z pewnością wiele osób, bo właśnie Sven from Sweden wygrał facebookową ankietę na najlepszy występ tegorocznej edycji. 

Od wielu lat Plac Zamkowy w Lublinie podczas Carnavalu Sztukmistrzów gości największy i najbardziej sztandarowy występ danej edycji. Liczbę oglądających co roku można tam liczyć w tysiącach, a wystąpienie tam łączy się z ogromnym rozmachem całego przedsięwzięcia. Widowisko Cirque Inextremiste “EXIT” reklamowane jako hit oraz wielki spektakl - teoretycznie familijny (w programie festiwalu widniała adnotacja 7+) zgromadziło u stóp lubelskiego zamku tysiące widzów, którzy (podobnie jak ja) już godzinę przed występem byli na miejscu, żeby zając dobre miejsce. Czy było jednak warto? Zacznę od przytoczenia opisu przedstawienia: 

Grupa nieszkodliwych szaleńców zostaje uwięziona w naturalnej wielkości „grze ucieczki”. Za zadanie mają za wszelką cenę i jak najszybciej uciec z tego świata, w którym rządzą twarde, nieugięte zasady. Sprawdźcie jak radzą sobie w tej sytuacji i czy uda im się odzyskać utraconą wolność.
Motyw ucieczki oraz powiązanie wszystkiego z występującym na materiałach promocyjnych balonem sprawiał się być gwarancją dobrego występu - rzeczywistość była jednak nieco inna. 

Fot. Natalia Wierzbicka
Sam spektakl miał ok. 20 minutowe opóźnienie. Nie wiem czy było to spowodowane jakimś problemem technicznym, czy po prostu czekaniem, aż więcej osób przyjdzie zobaczyć sztandarowe wydarzenie, jednak siedzenie tam już półtorej godziny w oczekiwaniu na rozpoczęcie robiło się coraz bardziej nudne. Nuda - no właśnie, bo jak wreszcie się rozpoczęło to też ciekawsze momenty można policzyć na placach jednej dłoni. Zadaniem naszych sztukmistrzów było, będąc w kaftanach bezpieczeństwa, uciec używając do tego balonu. Ile to czasu minęło zanim nasi bohaterowie wieczoru po często dość żenujących scenach napompowali swój balon. No i właściwie tylko ten fragment wzbudzał zainteresowanie. Od reszty wiało nudą i nawet niesmakiem, a komentarze pozostawione przez widzów w internecie pokazują, że nie był to spektakl ani ciekawy, ani familijny. 

Fakt, oczekiwania co do sztandarowego przedstawienia tegorocznej edycji Carnavalu Sztukmistrzów miałem o wiele większe, jednak nie popsuło to zbytnio wizerunku całej imprezy w moich oczach. Tak jak zaznaczyłem na początku - nie sposób mi ocenić festiwalu, bo tak naprawdę widziałem tylko garstkę, ale sama impreza pozostawiła mi po sobie raczej dobre wrażenie, bo urok takich ludzi jak Sven from Sweden raczej trudno zepsuć! 

Dom odkurzony i przewietrzony, teraz pora na nowe meble

Michał Oleksa