Uniwersum "Wiedźmina" w kilkanaście lat rozrosło się do niesamowitych rozmiarów. Od kilku opowiadań publikowanych na łamach "Fantastyki", po wielotomową sagę, komiksy, gry komputerowe i całą masę gadżetów dla zagorzałych fanów świata Sapkowskiego. Postać Białego Wilka - Geralta z Rivii to już ikona polskiej i światowej popkultury, którą pokochały miliony. W dzisiejszej recenzji opowiem o trzeciej części wiedźmińskiego cyklu - "Chrzcie ognia". 

Uwaga! W recenzji mogą wystąpić drobne spoilery z poprzednich tomów sagi. 
Czytasz na własną odpowiedzialność!

Trwa wojna z Nilfgaardem. Po krwawym przewrocie podczas zjazdu magów na wyspie Thanedd Geralt trafia pod opiekę driad z lasów Brokilonu. Wyleczony z ran wyrusza na poszukiwanie przeznaczonego mu Dziecka Niespodzianki. Wraz ze swoją kompanią postanawia odnaleźć Ciri, która wedle plotek trafiła do Cesarstwa Nilfgaardu i została poślubiona tamtejszemu księciu. Prawda jest jednak inna.
                                                                                                                    
W poprzednich tomach "Wiedźmińskiej sagi" Andrzej Sapkowski przyzwyczaił czytelników do niesamowicie wykreowanego świata oraz oszałamiająco dynamicznej akcji. Podobnie jest i w przypadku "Chrztu ognia", gdzie poprzez wiele opisów otaczającej bohaterów przyrody, ale także innej scenerii, może dogłębnie wejść w tekst i poznawać kolejne karty książki jako jej odrębny bohater. Gorzej jest jednak z drugim aspektem. W trzecim tomie akcja nieco zwolniła, a na jej rozwój trzeba czekać ponad 100 stron. Po przełamaniu tej bariery lektura staje się ogromną przyjemnością i porywa w swoja historię.     

Autor oferuje nam szeroką gamę bohaterów. Zestawiając tych starszych, których znamy bardzo dobrze z poprzednich tomów, z kompletnie nowymi, którzy dopiero teraz dostali szansę, aby opowiedzieć czytelnikowi swoją historię - to właśnie nimi się zajmę. Najlepszą postacią, jaką zaprezentował nam Sapkowski jest Regis - pachnący ziołami mag i cyrulik. Niezwykle tajemniczy, ale jednocześnie oddany, odważny i oferujący pomoc kompanii. Świetnie wykreowana postać, która do końca ukrywa coś przed czytelnikiem i cały czas odkrywa nowe karty. Postacią, która najmniej przypadła mi do gustu jest łuczniczka Milva (z celności - żeńska wersja Legolasa). Moim zdaniem jest okropnie nudnym i bezwyrazowym charakterem, który nie wnosi do całej historii żadnej świeżości. Ewidentnie nieudany pomysł. 

Andrzej Sapkowski to z pewnością jeden z mistrzów zarówno polskiej, jak i światowej literatury fantastycznej. "Wiedźmina" trzeba przeczytać, bo to podstawa gatunku, jednak "Chrzest ognia" lekko odstaje i przynudza. Ale nie jest źle, bo pod tą warstwą kurzu kryje się kawał dobrej historii, którą po prostu trzeba odkryć. 

Zobacz też moje inne recenzje książek z wiedźmińskiego cyklu

Michał Oleksa 2016